wtorek, 17 stycznia 2012

wielkie żarcie

Drogie UFO!


Zwracam się z uprzejmą prośbą, o oddanie mi mojego syna Aramaja.
Jakiś czas temu, około dwóch lat konkretnie, został on podmieniony na, jak sądzę, swojego awatara. W międzyczasie bywał zwracany przez Was na krótkie okresy czasu, niestety, coraz rzadziej i krótsze. Ostatnio nie oddajecie go wcale, a szkoda, bo jeszcze chwila i popsuję Wam tę idealną, kosztowną kopię mojego dziecka, która jednak z całą pewnością nim nie jest.


Serce matki – oto narząd, którego nie da się oszukać!


Podróbka na oko wygląda tak samo, ale w środku same śrubki i nakrętki. I to wszystko zgrzyta, rzęzi, iskrzy. Są przebicia na obudowę, uziemienie nie działa, lecą skry i brzydkie słowa, zdarzają się wyładowania elektryczne, hałasy i zniszczenia. Dymi. Włącza się alarm dźwiękowy i ryczy. Dogadać się nie można. Za to wkurwić się można.


Albo dobra, skoro jest Wam, drodzy Marsjanie, syn mój Aramaj niezbędnie potrzebny do eksperymentów, to niech chociaż ktoś z serwisu przyleci i naprawi tego tu, o, bo mu się tryb CUTE jakby wyłączył, wkręciła taśma i zacięła płyta. Wierzga kopytem, łbem rogatym trzęsie i powtarza NIE, NIE, NIE. Choćby Nergal!


Jestem już tym bardzo zmęczona, tymczasem właściciele innych awatarów mówią, że mogą się one popsuć jeszcze bardziej.


Mój Aramajek! Gdy był mały, był taki słodki, że można go było zjeśc!


Teraz czasem żałuję, że go nie zeżarłam.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz