wtorek, 9 października 2012

oj, dana dana jutro maniana

Chwilowo nie mamy na balkonie uschniętej choinki. Chwilowo, bo już niebawem się pojawi.
Tymczasem w jej zastępstwie figuruje tam rozmontowana wersalka z pokoju dużego dziecka.

Pod nieobecność małżonka kupiliśmy z Aramajem ikejański lotniskowiec, wpakowalismy go w foku, przywiązaliśmy klapę sznurkiem o wycieraczkę, przywieźliśmy, wtachaliśmy na piętro, zmontowaliśmy (a właściwie Aramaj sam skręcił, ja występowałam tylko w roli nadzoru budowlanego), a dotychczasową leżankę wywlekliśmy na taras, gdyż małżonek orzekł: JAK PRZYJADĘ, TO WYNIESĘ.

Osobiście właściwie ani przez chwilę nie miałam złudzeń, że sprawa dojdzie do skutku, w końcu znamy się nie od dziś, ale naprawdę nie miałam już siły targać tego koromysła na śmietnik. Poza tym nie chciałam pozbawiać małżonka poczucia męskości, występowania jaj oraz siły sprawczej demiurga. Niech se chłop, pomyślałam łaskawie, zarzuci czołg na ramię, co mi tam.

Cóż, kiedy wersalka skutkiem jesiennych słót namaka już drugi tydzień, co negatywnie wpływa na jej wagę, która rośnie, zatem atrakcyjność spada. Jak w życiu. Chyba, że jest to życie tucznika.
Tylko czekać, a deszcz przejdzie płynnie w deszcz ze śniegiem oraz mróz, który przykuje nam mebel tapicerowany do wiosny. A nawet przykuje go do lata. Jeśli dobrze skuje.

Małżonek nie rozumie, o co ja się właściwie tak okropnie zżymam. Czemu toczę pianę z ust.

Nie rozumie, że jako perfekcyjna pani domu zamartwiam się, gdzie w tym roku podzieję choinkę.

---

Jutro środa. W środy człowiek myśli zwykle - Ooo! To se obecnie pożyję!

Gówno. Nie ma. Środa anulowana. Życie odwołane.
Matka mają ideę fiksę - będą malować dom. Z zewnątrz. Dla utrudnienia. Ławkowcem. Starym. Zaschniętym. Nagle. Bez uprzedzenia.

Co prawda daleko mi do opieszałości mojego męża, ale chciałabym móc przywyknąć do myśli, że od teraz nie jestem już księżniczką tylko robotnikiem budowlanym na wysokościach. Że nie fryzjer/manikir/pedikir tylko ciężka tyra na smaganej lodowatym wiatrem wschodniej ścianie Lhotse.

Wiem, za dużo chcę.

 ---

Źli ludzie na ogół zazdroszczą królewnom ich królewnowatości. Dzwonię, powiedzmy, kiedyś do Balladyny na jeden z jej latających numerów:

Głos Damski: Słucham.
ja (szczebiotliwie): To ja!
GD: Jaka ja?
ja: No ja! Królewna!
GD (twardo):  J a k a  królewna?
ja: Ekhem. Czy rozmawiam z panią Aliną Balladyną?
GD (z satysfakcją): Nie.
ja: A, to przepraszam i do widzenia.
GD (szyderczo): Do widzenia,  k r ó l e w n o.






7 komentarzy:

  1. Nie skumałam środkowej części- czy chodzi o to aby malować, czy żeby nie malować... czy kocica chce i jest za samodzielnym malowaniem? no bo pamiętam wpis o 'dużych projektach' i tam przebijała awersja do samodzielnego trzymania pędzla i kielni... wręcz tęsknota za silnym ramieniem, które wyręczy...

    OdpowiedzUsuń
  2. może ta wersalka, po słotach i śniegach na wiosnę zakwitnie? tak ją posypać jakąś trawą, cebulkami, i kto wie kto wie. będzie kwietnik do kompletu z choinkowym badylem. a kwietnik wersalkowy na tarasie będzie już taką awangardą dizajnerską ze kto by tam zwrocil uwage na trupa obok. choinki trupa. chociaz do wiosny to kto tam wie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS: a wersalka ma pojemnik na pościel? to w sumie nie masz o co się martwić z tą choinką, się potnie i upchnie ;)

      Usuń
  3. Sa takie specjalne kursy dla mezczyzn. Sprawea choinki jest tam rowniez podnoszona. Moze wyslij?..

    http://bebzol.com/pl/Zaproszenie-na-warsztaty-dla-mezczyzn.91331.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, czy ja już wspominałam, że Cię uwielbiam? Jak nie to wspominam. Potrafisz jak nikt inny sprawić, że czytając Cię w pracy w cichym pełnym skupienia pokoju (wszyscy udają, że pracują) ja nagle wybucham głośnym rechotem. Patrzą się na mnie jak na wariata, a ja nie mogę przestać.
    I już mi poprawiłaś humor. Ta choinka to jest hit sezony. Tj. sezonÓW! ;-)
    Ps. A może zrzucić z balkonu ot tak, przez balustradę? ;-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tapczan???
      W sumie - dlaczego nie :) Wywalę, a potem pójdę w zaparte, że to Felixowi z kapsuły wypadło.
      A choinki, owszem, latają rokrocznie ;)

      Usuń
  5. Czytam sobie zaległe posty z Twojego bloga i po przeczytaniu tego właśnie naszła mnie chęć napisania, że Cię uwielbiam i rechoczę ( a łatwo nie jest mnie rozśmieszyć ), a tu widzę, że Julita mnie ubiegła. Dziwię się tylko, że żadne czasopismo nie zaproponowało Ci pisania felietonów ( a może się mylę i zaproponowało?).

    OdpowiedzUsuń