środa, 24 października 2012

pachniała miętą albo psem

Zmagam się z trudnościami na polu doboru woni prania. Wszystkie polewy mi śmierdzą.

Ledwo pozbędę się jednego cuchnącego litra, natychmiast wpadam na kolejną minę - tym razem jest to Lenor Lilac Garden, który trąca sentymentalnie starodawnym kioskiem ruchu. Tym szaroniebieskim lub żółtozielonym, bo te nowomodne, oświetlone ledowo, to nie wiem czy zaopatrują jeszcze w szwarc, mydło i powidło, a nade wszystko w proszek ixi, perfumy pani waleska, wodę brzozową, "sporty" i gazety zdolne wytruć mole świata śmiertelną dawką ołowiu zawartego w farbie drukarskiej.

To jest właśnie TEN BUKIET.

Drzewiej bywały kompozycje, które mnie nie odstręczały, ale przeminęły z wiatrem. I to dosłownie. Teraz wszystko śmierdzi.

Miszczynią jednak świata w nasączaniu prania wonią i na tym polu niedościgłym wzorem jest moja Nieoceniona Teściowa, która, gdy tylko wysłać do niej dziecko, zaraz je skwapliwie pierze żeby nie śmierdziało, a następnie używa płynu do płukania tkanin. Czy raczej nadużywa.

W tym celu, od lat blisko czterdziestu, otrzymuje ona od swej siostry zamieszkującej w NRF paczki z pomocą humanitarną, które tamta, wiedziona siłą przyzwyczajenia, dwa razy do roku nadsyła. Zawierają wszystko to, co kilkukrotnie taniej można kupić w każdym polskim markecie oraz to czego nie można - niemiecką jakość środków piorących.

Wszyscy znamy spiskowe teorie, które mówią, że w gotowym pieprzu dwie trzecie stanowi popiół z papierosów, w papryce mielona jest cegła, za to w polskich proszkach nie ma detergentów, a w niemieckich są.

I coś jest na rzeczy - faktycznie, gdy moja Nieoceniona Teściowa zmiękczy pranie, to nic go już potem nie jest w stanie na powrót usztywnić. Wypłukane w niemieckiej chemii gospodarczej rzeczy stają się wiotkie po wieki, rozpuszczają się w nich ściągacze i gumki, w koszulach flaczeją kołnierzyki, guziki puchną i odpadają, swetry przeciekają przez palce, konfekcja staje się ogólnie galaretowata i traci kontur.

I pachnie. O boże, jak pięknie pachnie! Wniebogłosy!

Gdyż nie tylko moc spulchniająco-piorącą niemiecki detergent ma wielką, lecz także zapach ma podkrecony, prawdziwy, nie jakąś chińską podróbę.
I tu nie można wykluczyć, że ten smród nie jest może wcale taki straszny, chociaż z mojego doświadczenia z wońmi płynów do płukania wynika, ze raczej tak. Nie sposób tego jednak zweryfikować - należałoby wprzódy dany sweter zamknąć w ultraszczelnej komorze, a następnie powąchać to, co się z niej mimo ultraszczelności wydzieli. Wtedy byśmy wiedzieli.

Na razie jest jednak tak, że rzecz raz przez Nieocenioną Teściową wypraną trzeba wyprać raz jeszcze, lub dwa razy, aby dało się ją nosić bez łzawienia oczu i duszącego kaszlu.

Nieoceniona Teściowa jest na tym polu niereformowalna, zdeterminowana i uparta: żadne prośby ani sugestie do niej nie trafiają - ona WIE, jak się robi pranie i nikt jej tej wiedzy nie odbierze.

Zatem jeśli przyjmiemy, że niemieckie płyny do płukania tkanin są z siebie dwa razy bardziej skoncentrowane od tutejszych, do tego dodamy, że zalecana przez producenta co się gówno zna doza wyda się nam niewystarczająca, plus będziemy chcieli uświetnić efekt poprzez dorzucenie małej "górki", to nam wyjdzie właśnie to, co wychodzi Nieocenionej Teściowej:

Piekielny, niezmywalny smród, który trzeba na dwa lata wystawiać na balkon.
A dziecko do wanny.



23 komentarze:

  1. Ha! Polecam zwykły, najzwyklejszy BIAŁY płyn K! Pachnie przepięknie - taką swieżością jak kiedyś. Ale tylko biały, niebieski to juz nie to samo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu ja nie mogę se tak o skomentować, tylko muszę się podwieszać?

      Ale a propos. Teściowa pewnie jest przyzwyczajona, że płynu trza wlać szklankę, bo co tam taki naparsteczek. A że już zmysły przyzwyczaiła, to jej nie śmierdzi.
      Ja używam niemieckich, bo mam niedaleczko i są naprawdę lepsze, trwalsze, bardziej pachnące i... no lepsze. A jak się da naparstek do całej pralki to nie walą, tylko subtelnie sobie pachną. W umiarze siła ;)

      Usuń
    2. Biały płyn K, zanotowałam.

      W umiarze siła - ZAWSZE to powtarzam mojej teściowej. Ale wie lepiej.

      Usuń
  2. Wierze.
    Potwierdzam.
    Szklanka niemieckiego plynu do prania i nad wsia zawisa syntetyczna laka albo morska bryza. Gdziekolwiek pojdzie dziecko moje, laka/bryza za nia ida.
    Tesciowa mam oszczedna (zlosliwy powiedzialby, chytra!), wiec kupuje te tansze niemieckie i choc polewa oszczednie... na balkon do wiosny!

    OdpowiedzUsuń
  3. ))))) nie używam i teściowej nie posiadam))ale za to sama
    wsypuje za duzo proszku do prania i potem... cierpię, jednak.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lenorow nie cierpie. Wala straszliwie. Przynajmniej jak dla mnie.
    Za to do zniesienia jest zolty E o wdziecznej nazwie "kaszmirowy dotyk".
    I nie, to nie jest kryptoreklama:)

    bezimienny ktos

    OdpowiedzUsuń
  5. hmm.. od 18 lat piere w Niemczech na niemieckich proszkach, plynach i tych no- kapsulkach co to ostatnio modne i jakos nie zauwazylam, zeby tych detergentow bylo wiecej czy mniej nizli w polskiej chemii gospodarczej? Nic mi sie sie nie rozpuszcza, nie rozlazi, nawet guziki mi nie puchna:D a ubrania to ja mam hoo hooo z zamierzchlych czasow jeszcze! Jedyne co zauwazylam, to ze dziecie moje po pobycie w Polsce u tesciowej przyjechalo wysypane, a najbradziej tam, gdzie sweterki i bluzeczki sie konczyly i mocno przylegaly- kolnierzyki, mankieciki.. Zapytalam tesciowej w czym prala, podobno w Vizirze (jeeezuu jak to wyglada napisane!) I to mnie zastanowilo, bo ja tez piore w Vizirze czasem, ale w niemieckim i zadnych alergii nie stwierdzilam. Natmoiast tesciowa wyprala w polskim i wysypka byla jak ta lala, ale po tym, coscie napisaly juz wiem, ze prawdopodobnie wrzucila kubelek proszku do prania i zalala szklanica plynu.. Pzdr!

    OdpowiedzUsuń
  6. ja tam nie rozumiem po jaki cha wam te wszystkie chemie. chemii trzeba tyle ile konieczne - proszek, zeby brudne zeszlo i chwatit. wyplukac, gacie i niemowlece nawet dwa razy, zeby nadmiar chemii zmyc, wysuszyc i tyle z zabiegow. plyny do plukania? po co? bachory ladnie pachna bachorem, a my ze starym waniamy swa parfumom, ciuchy sa bezwonne, schna na powietrzu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jaką twardość reprezentują prapiastowskie ujęcia?
      Bo u nas bez lenułara bielizna skrzypi i sieje iskry, zatem fajnie jest ją lekutko zrekultywować.
      Podkreślam: lekutko.
      Ponadto parfuma mję akurat wyszła, a z dezodorantów używam jeno eko ałunu amonowego, więc dolewam kiosku ruchu i zaraz jest stylówa. No.

      Usuń
    2. wiesz co, no nigdy nie myslalam nad twardoscia. albo my mamy jakas derme i nam nie przeszkadza, ze papier scierny zamiast gaci, albo mamy tu faktycznie mieciutkie ujecia.
      myslalam ze juz wszystko wiem o prowadzeniu chaty, tu pacz, pani kochana, czlowiek cale zycie poznaje nowe aspekty codziennosci.

      Usuń
    3. Bo to OD WODY ZALEZY EEEEWAAAA:) Jak masz, prosze ja Ciebie, mietka wode- to i lenory nie potrzebne. A jak kto mieszka na Pomorzu (na Pomorzanach np.) to bez lenora gacie stoja. Za to mozna oszczedzic na lakierze do wlosow, bo wlosy tez stoja bez niczego- wystarczy wyplukac:D

      Pozdrowiam- Pan Piotr

      Usuń
  7. To ja Nieoceniona Tesciowa. Moje pranie sie nie podoba??? Ty dziwko ty. Ja ci dam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj sie usmialam....
    Mnie tez smierdoli wszystko zmiekczajace i piorace nasze.
    Wiem, ze musze sie na targowisko niemieckich wybrac po proszek, zmiekczajace sensitive zakupilam bylam ostatnim razem.
    W szafie mam smrod - ciuchy wyprane w chwilach kryzysu czyms tanim i polskim..... Nie wypiore ponownie, bo mi zal wody, pradu, szmatek.... Cos tam wywietrzalam latem,a teraz pora sie pogodzic i zuzywac sukcesywnie smrodek....


    To ja, od dosc dawna podczytujaca, ale nic nie komentujaca.....

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja tam lubie jak pachnie wiec leje szklanami, stary nie cierpi wiec go odstraszam jak czosnek wampira. Ja zyje w lawendowym obloku, on w smrodzie petow i wlasnym. Kot wdal sie we mnie i z luboscia wyleguje sie na pachnacej swiezoscia bieliznie poscielowej. Taki dom;)

    OdpowiedzUsuń
  10. A znacie nowy podział chemii ? Dzieli się na organiczną, nieorganiczną i niemiecką:)))

    Twardośc/miekkosc upranego zależy i od proszku i od wody. Kiedyś nie chciało mi się uprac namoczonej w Białym Wielbłądzie koszulki celem jej odplamienia. Zalegała w tej kąpieli całą noc i po upraniu i następnych kilku praniach koszulka była wręcz lejąca, taka miękka się zrobiła.
    Płynu do plukania używam tylko do dzianin. Czym mniej chemii tym lepiej, ja piorę w niemieckim weiser riese z Lidla a do płukania dodaję parę kropel olejku herbacianego, ma działanie antybakteryjne (choc pewnie Kaczka to obali:)) i pranie pachnie git. Jak nie zapomnę, to do proszku dosypuję łyżeczkę sody, zmiękcza wodę i w pralce nie osadza się kamień. Najgorsze są proszki do dziecięcych - sztywnośc nad sztywnościami.

    OdpowiedzUsuń
  11. Niezly pomysl z tym olejkiem.
    Teraz mam dylemat, czy lepiej lac olejek, czy rozprasowywac bakterie zelazkiem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bakterie to samo dobro! Zamiast rozprasowywać/oleić najlepiej jest dosypać garść meningokoków do zasadniczego.

      Hmmm, soda powiadacie...

      Był czas, że wszystko sodą traktowałam - z solą, z octem, z czym się dało ale mi obmierzło to uporczywe szorowanie i cichaczem cifa kupiłam. Jak już poddtruję nim trochę planetę, to powrócę na łono sody oczyszczonej, obiecuję.

      Usuń
    2. Soda oczyszczona do prania jak najbardziej. Jako odplamiacz. Tania dobra.

      Usuń
  12. Ja też jestem w klubie K, a w razie braku powyższego, któryś z białych rosmaniaków też jest całkiem znośny. Oczywiście pod warunkiem, że się całej flaszki do jednego prania nie wykorzysta;)

    OdpowiedzUsuń
  13. zamiast proszkow uzywam plynow do prania,lepiej sie wyplukuja i pranie jednak jest duzo bardziej miENkie ;)
    a jesli koncowo potraktowac je suszarka (do prania,nie do wlosow) to wtedy dopiero sie rozmiENkczaja..i to bez efektu smrodu.
    a na przyszlosc proponuje nie smrod na balkon a dziecko do wanny, tylko tesciowa do wanny i na balkon. w grudniu.przeczymac do przejecia warty przez choinke.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiesz, że ty masz rację z niemieckimi zapachami! Kupiłam na Allegro Persil i musiałam wynieść go na loggię, tak gwałtownie pachniał w łazience. Krakowskie powietrze trochę go uspokoiło i po 5 dniach da się już wytrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  15. Warum? Darum! :)

    W sumie to różne specyfiki chemiczne są dobre i lepsze, ale trzeba z umiarem. Ja nie pamiętam, kiedy jakikolwiek ciuch w proszku prałem - a jak mówię, ile koszulka czy bluza ma lat, to pukają mi się w głowę i każą zaprzestać żartowania.

    Rzeczy można wyliczać i mnożyć w nieskończoność.

    A propos produktów żywnościowych - hmm, we Francji są tańsze niż w Polsce, ewentualnie w porównywalnych do naszych cenach (i to przy obecnym kursie Euro).

    Mnie generalnie ten cały fenomen (tamtejsze - tutejsze) zastanawiał od zawsze, mimo że obcuję z tym od zawsze, to nigdy nie przestałem wychodzić z podziwu "dlaczego".

    OdpowiedzUsuń
  16. Znam teściową, która wyprane pranie, płucze raz jeszcze. Ręcznie ;-)

    OdpowiedzUsuń