czwartek, 15 października 2015

tiry na tory

No to dupło śniegiem z deszczem, foka szczeliła focha, a ja wróciłam na tory.

Zaawansowana fobia społeczna zmusza mnie do pokonywania miliona kilometrów z buta Vagabond, któren się mi od tego zużywa, ale nie mogę się przemóc. Zniosę wszystko, tylko nie smród. Oraz gorąc. Oraz to, że jest nasapane. Nakaszlane. Nienawidzę wdychać powietrza, którym ktoś już przede mną oddychał. Używanego. I że siedząc trzeba się stykać kolankami. I że dzieciary kopią w piszczele. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie!

I jeszcze to, że autobusy wcale nie jadą, tylko stoją i się trzęsą. Rzężąc, drepcąc meandrują, wiją się, srebrzą jak wstęga rzeczki.

Zatem robię zalecane dziesięć tysięcy kroków dziennie zarówno jak i na rowerze gdy nie pada, czym kompensują swą odrazę dla sportu. Więc wszystko to wychodzi mi za zdrowie o tyle, że boli mnie biodro od chodzenia i kolano od jeżdżenia lub odwrotnie. Nie wiem co od czego boli bardziej statystycznie. Mnie boli wszystko, ale jako że mam kryzys wieku średniego i w związku z tym uwielbiam się nad sobą znęcać, to się torturuję zamiast se kupić SUVA i pojechać nim na spinning, albo wynająć panią do sprzątania i w tym czasie ćwiczyć aerobik.

Lubię, gdy nieprzyjemnemu towarzyszy chociaż pożyteczne. Bilansuje jakoś. Cierpię, bo muszę, a nie dlatego, że za to zapłaciłam grubą kasę. A płacenie za sport uważam za formę autoagresji. Chyba, że ktoś lubi. Np. zumbę. Ja nie lubię z tego samego powodu, dla którego nie znoszę autobusów. Poza tym mam tak, że nie potrafię złapać tej całej choreografii - zawsze, gdy wszyscy kucają ja wstaję. I odwrotnie.
No to mam, te swoje przechadzki łamane przez przejażdżki. Mokre nogawki, ubłocone buty i zmarznięty palec serdeczny od pokazywania faka kierowcom, którzy byli mnie uprzejmi ochlapać.
A jednak to lubię. Choć lubię też prowadzić samochód. Pod warunkiem, że jedzie, tak bez szaleństw, 120, a nie stoi. Gdy wracam z pracy samochodem przez zakorkowane miasto czuję się zwampiryzowana energetycznie. Wypompowana. Leżę na kierownicy i rzężę. W ostatnim korku mam zawroty głowy i refluks. Wpełzam do domu i osuwam się po drzwiach wejściowych znacząc je krwawą smugą.

A tu obiad. W sensie, nie że trzeba zjeść, tylko zrobić.



19 komentarzy:

  1. Jako stała (choć cicha) wielbicielka i czytelniczka odważę się zapytać: czy mię przeczucie nie myli i cierpimy w korkach/błotach/środkach zbiorowej eksterminacji w tym samym mieście ogrodów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tamże :) W tym barwnym mieście, gdzie spalina pachnie różą a z kominów kurzy bzem.

      Usuń
    2. To ja też wyznam, że kocham Panią, bo wiadomo, że im więcej okoliczności nas (pozornie) łączy z bliźnim, tym (pozornie) bliższy on nam się wydaje. Koty też posiadam. Dwa, w kolorze jednolitym, dostosowanym do poziomu zanieczyszczeń oraz specyfiki regionu.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Typowa kobieta :-) wyznac takiej uczucie palace na pierwszej oficjalnej randce, a ona: Mało! Krokodyla nie mam, brylantem nie sypnę, wiec pozostaje mi adorować w skrytości ;-)

      Usuń
    2. Spieszę z wyjaśnieniem: to nie typowa damska zachłannosć na komplementa, a jedynie nawiązanie do słynnego: "Panno Krysiu, kocham panią. Wszystko." Jestem próżna, ale się miarkuję :)

      Usuń
  3. Tez nie znosze autobusow, a ze auto odpada, chodzic nie lubie, jezdze zatem taksowkami. Albo rowerem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taksówki też mają wady - główna to dojmująca woń wanilii wunder baum.

      Usuń
  4. nie mam vagabonda, mam żałować? :D
    (ajlofju!)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam to samo. Z tą krwawą smugą i obiadem. Bo ja jednak muszę samochodem, gdyż przemieszczam się z bardzo małoletnim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wszystkich bardzo małoletnich upychałam w foteliki rowerowe, które uważam genialny wynalazek. Jeśli do tego dorzucimy sakwy, to samochód może nam skoczyć. Z tym, że faktycznie, raczej do wykorzystania w miesiącach letnich. Zimą przepraszamy autko i całujemy w podgrzewaną kierowniczkę.

      Usuń
  6. Ale drugi Vagabond Ci zostaje:-))))))))więc nie jest źle.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale rozczłapany. A gdyby jechał rolsrojsem nie straciłby formy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Komunikacja miejska jesieniozimą śmierdzi bezdomnością, moczem i starymi ludzmi (tak, wiem, też będę. Ale nie bedę miała węchu, wiec w dupie, nie martwię się na zapas). A latem wiadomo czym. Oraz brzydzę się trzymać czegokolwiek.
    Nie umiem jeździć na rowerze. Prawko mam, ale nie zażywam.
    Wszędzie, gdzie muszę jechać - idę. W granicach rozsądku, rzecz jasna, tak do 5 kaemów i z powrotem. Powinnam mieć nogi Korzeniowskiego, a nie mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe szczęście, że nie masz jego nóg! Żylasto-koślawa kończyna zwyczajowo nie przystoi białogłowie.

      Usuń
  9. Hehehe... Nienawidze komunikacji miejskiej z dokladnie tych samych powodow, za to swoje autko uwielbiam i zadne korki mi nie straszne, bo patrze na nie jak na podarowany czas tylko i wylacznie dla mnie...

    OdpowiedzUsuń
  10. Jazda komunikacją miejską jest wyzwaniem.

    OdpowiedzUsuń