wtorek, 17 listopada 2009

my only friend the end

Otwarłam puszkę z pandorą. Całe szczęście, że koniec świata już blisko, to może uda sie to jakoś zatuszować.


Po kluczyk sięgnęłam na podstawie przesłanek.


Po bacznych obserwacjach, mianowicie, rodzonej progenitury, która to na ten przykład, bawiąc się ostatnio maszyną do pisania, wystukała ukradkiem (a potem, nakryta in flagranti,  z j a d ł a ) epos na temat dupy, jej przygody ujmując w czasowniki takie jak „ruchała”.
W onczas doszłam do wniosku, że czas sięgnąć po literaturę fachową.


Nabyłam. Wydawnictwo, nota bene, czarna owca.


Wręczyłam. I teraz mam. Progenitura mi się zatacza po domu ze śmiechu pod wpływem nowego dla niej określenia „twarda pała” znalezionego we woluminie. Oraz innych, temu podobnych.


Tak. Tylko koniec świata może nas uratować.


Ponadto, jak mówi się w środowisku, podobałam się z urody jednemu koledze ze zakładu, ale jak mu życzliwi donieśli, że jestem matroną zamężną z dwójką dzieci, od razu nie chce mnie znać.


Wielkie dzięki!


Podłość ludzka nie zna granic.



czwartek, 12 listopada 2009

grószki i róże

Stary mnie zabije.
Ukatrupi mnie, kiedy się wyda, że mam profil na sympatii.
Podobno mam. Dostałam list:


hi
am a young single girl never married
seeking true love for a long term relationship with marriage
potentials,i am happy to contact you after going through your profile
in (sympatia.onet.pl)   which got my interest! i -will love us to
be good friends or a lot more,you can contact me through mail so that i
will send you my photos,till i hear from you,bye and kisses!


W tym profilu jestem facetem.
Albo lesbijką.
Z Holandii lub z Kalifornii. Wnoszę, bo dziewczyna już myśli o ślubie.
Nie wiem, czy nie za wcześnie.


A może w sam raz, w zgodzie z tezą, że seks powinien być przed pierwszą randką, żeby było wiadomo, czy w ogóle warto na nią iść.


Swoją drogą, ciekawe czy jestem przystojny/a? Podobno zamieściłem/am zdjęcia.
Czy jestem brunetem/ką, blondynem/ką, szatynem/ką czy rudym/ą?
Czy jestem wysoki/a? A może niski/a? Gruby/a? Chudy/a? Wysportowany/a?
Czy palę?
Interesuję się: czym?
A czym nie?


Jak myślicie: Czy to coś poważnego?



środa, 11 listopada 2009

póki my żyjemy

Ach, och! Uwielbiam takie leniwe dni jak dzisiaj.
Można pospać do południa, poleżeć w wonnych pianach pośród świec, poczytać coś, ponucić, przekąsić co i raz…


DUPA!!!


W takie dni jak dzisiaj postrzegam życie jako plątaninę chujni z grzybnią.


O bladego świtu wrzask. Kłótnie, szamotaniny, jęki, burdel, płyny wylane ze szklanek, lepkość, okruchy.
Długie godziny ryku o to, że się nie chce bluzy w pająka, że się chce latać na golasa po domu, nic się nie podoba, deszcz leje jak z cebra, mój spauperyzowany mózg domaga sie cukru: chcesz monciaka? nie! to dobra, ja zjem. zjadam. chcę monciaka! nie ma, zjadłam, pytałam, powiedziałeś, że nie chcesz. łeeee! ja kceeeem monciakaaaa!!!


Teraz siedzi mi na kolanach i między literami serwuje zdarta płytę: mama, ja kcem auta, ja kcem auta oglądać, ja kcem auta, auta, autka, kcem autka, ja kcem ogladać auta…



(Ale, ale! Świt. Leżę twardo w pościeli. NIE OBCHODZI MNIE. Podsłuchuję. Brzdęk! Chlup! Kubek spada na podłogę. Aramaj pędzi po ścierkę. Buniozyl oświadcza ofiarnie: - Ja mogę pieska! Wraca Aramaj z mopem – Co robisz?! – pyta. - Lizam!!!)



poniedziałek, 9 listopada 2009

szklanka wody zamiast czyli krecia w szponach antykoncepcji

Dokonawszy w swoim mniemaniu wszystkiego co bylo w jej mocy na niwie prokreacji, Krecia postanowiła zadać jej kłam.


Zawzięła się, innymi słowy, skończyć z nią raz na zawsze, lub chociaż raz na jakiś czas, albowiem nigdy nie wiadomo czym, jaką optyką nową, zaowocuje kryzys wieku średniego. Wiadomo.


Ale póki co, Krecia, trzymając się z dala od wszelkich kryzysów, postanowiła, iż rzuca tematykę ciąż i laktacyj. Pieluchy paszły won! Teraz rozwój OSOBISTY!


I jęły ją interesować metody nienaturalne, żeby nie powiedzieć wynaturzone.


Pan doktor eF, zazwyczaj ponury i powściągliwy, bardzo się ożywił na myśl, że oto kroi się okoliczność instalacji urządzenia hamującego prokreację w stopniu, jak się wyraził zachęcająco „porównywalnym z usunięciem macicy”.


Krecia także się niezmiernie uradowała perspektywą, iż bez posuwania sie do tak drastycznych środków, uda jej się, w pewnym sensie, wyciąć organ bez jego wycinania, gdyż Krecia na wszelkie próby ingerencji chirurgicznej reaguje natychmiastową utratą przytomności i w ogóle niechętnie pozbywa się elementów składowych, do których się z biegiem lat przywiązała.


Zatem pan doktor eF dokonał niezbędnych oględzin, pobrał materiał do badań, opowiedział Kreci o powyższych walorach i już po upływie miesiąca, gdy wyniki okazały się zadowalające, pokazał Kreci na własne oczy egzemplarz demonstracyjny.
Estetyczny i solidnie wykonany system antykoncepcyjny, w twarzowym kolorze białym, wzbudził w Kreci zaufanie oraz żądzę posiadania. Z urody przypominał on ajpoda. Z ceny też.
Biorę! Wykrzyknęła Krecia i powiewając receptą, pognała w kierunku domostwa przeświadczona o tym, że od dziś słońce będzie jaśniej świecić i już nigdy żaden cień nie położy się drugą kreską na Krecinym życiu płciowym.


Krecia, jako osoba dociekliwa, była oczywiście świadoma zagrożeń. Nie obce jej były skutki uboczne, działania niepożądane i występujące, rzadko bo rzadko, ale jednak komplikacje. Doktorowi eF udalo się jednak wprowadzić ją w stan euforii, w której trwała.


Trzy kwadranse.


Do czasu kiedy postanowiła wstąpić na chwilkę na forum dla pewności.
A tam ofiary rozbuchanej rozwiązłości, do których grona Krecia miała cichą nadzieję wstąpić, obnażyły dzieło szatana w całej rozciągłości.


Bo tak. Napisały, że zrobiły im się pryszcze.
Nooo – pomyślała Krecia – pryszcze, czy ja wiem…
I nic.
Idźmy dalej
Napisały, że wypadły im włosy.
Krecia lubi mieć włosy, ale bardziej niż mieć włosy Krecia lubi nie mieć dzieci, bo od posiadania dzieci włosy z kolei siwieją, a to też nic dobrego.
Czyli, że ostatecznie…
Nic.
Przeczytała, że ofiary czynnie realizowanych pokus cielesnych, miały bóle i narośle.
Nic.
Cysty i guzy.
Nic.
Skręty i skłony.
Nic.
Ciąże pozamaciczne, dystrofie, wydzieliny, przepukliny, palpitacje, migreny, zmiany, perforacje, przebarwienia i wąsy.
Nic. Nic. Nic. Nic. Nic.
Brody.
Nic.
BOKOBRODY.
Krecia NIC.


Ale kiedy napisały, że utyły DWA KILO
Krecia sie popłakała.



piątek, 6 listopada 2009

prêt-à-porter

Podniosłam sobie dziś nieznacznie łatwość odczuwania życia poprzez nabycie sukienki damskiej małej czarnej ze szczypankami (kocham szczypanki!), gdyż dawno żadnej sukienki nie byłam nabyłam (Kocham nabywać sukienki! Ze szczypankami!).


Czy wy też wyglądacie we wszystkim jak pikowany materac?
Hm, dziwna sprawa.


No więc w tej wyglądam najmniej jak mortadela, albo tylko mi się tak w euforii zakupowej wydaje.
Często tak mam, iż akceptuję siebie w danym stroju do momentu urwania metki. Potem to już z górki.
Mam takich okazów w szafie tysiąc pięćset sto dziewięćset. Czekają na hipotetyczną okoliczność, gdybym nagle stała się piękna i młoda. I miała gdzie w nich wystąpić, co jest nawet jeszcze bardziej nieprawdopodobne.


I jeszcze kozaczki wieczorowe czarne kurwieńszcze na szpilce zaledwie 10,5 cm były już tuż tuż, lecz gdy przyszło do operacji kartą kredytową, to w systemie cuś stękło, zazgrzytało i nie przeszło.
I teraz nie wiem, czy to aby nie był ZNAK?
A może wręcz przeciwnie: PRZECIWNOŚĆ?
Kupowanie kozaczków czarnych, kurwieńszczych na szpilce przez internet może się wszakże skończyć dwojako.
Ale nic to. W poniedziałek będę kontynuować starania, pod warunkiem, że mi znów jakaś lafirynda (lub lafirynd, czasy są niepewne) ich nie wykupi, jak to już raz mialo miejsce.
(ZNAK?)


Do tego potem jeszcze tylko amarantowe rajty jako synkopa stylistyczna
i w długą.
Wyrzucić śmieci.



poniedziałek, 2 listopada 2009

narodziny gwiazdy

Właściwie, spośród okolicznej ludności jedynie ja jestem na tyle staromodna, aby się rozmnażać.


Inni kultywują młodość oraz kult ciała oraz kult niepohamowanej konsumpcji.
Moja młodość mija bezpowrotnie na robieniu kakała i sadzaniu na nocniku. Oraz zamiataniu czekoladowej kuwetury spadłej z pierniczków. Proszę, żeby nie kruszono, że to nawet będzie korzystniej kiedy czekolada, zamiast spaść na podłogę, trafi do pysków, ale nie słucha się mnie wcale.


Rozmnażanie przysparza wielu trudności. Nie jest łatwe, nie jest proste.


Nie da się, powiedzmy, swobodnie popaczeć na telewizor.
To znaczy, można próbować, ale zasłaniają i gadają i kwiczą, a jak nie kwiczą przez chwilę, jak się zapomną, to zaraz sobie przypomną i się natychmiast wzajemnie napastują. I kwiczą.


Oglądaliśmy, na ten przykład, mam talent.


Wróć! Inaczej.


W pocie czoła usiłowałam oglądać program rozrywkowy, wijąc sie i gimnastykując odcinek szyjny. Wytężając zmysły, zwłaszcza słuch.


W tym czasie najpierw rozmontowana została kanapa: powstała na podłodze specjalistyczna baza do celów poznawczych.
Wywleczone zostały karimaty z zakamarków oraz pościel z sypialni.
Potem publiczność zainstalowała się na pozycjach i legła.
Po trzydziestu sekundach publicznością owładnęła nuda i jęła ona wierzgać nogami trafiając się wzajemnie w odsłonięte części ciała.


Skutkiem tych zdarzeń rozrywka telewizyjna mi nie wyszła. Nic nie wiem: kto tańczył, kto spiewał, kto sobie wróżył z dymiących flaków i jakie były zapatrywania żury.


Ale nie ma tego złego, gdyż wyjąwszy drobne obrażenia, paralelny program rozrywkowy toczył się u mnie w chacie na żywo.
Buniozyl tańczył w piżamie zawiłe brejkdensy przed ekranem wykrzykując w samozachwycie: MAM TALENT!


I wszedł do finału.


I byłoby w zasadzie okej, gdyby nie pytanie egzystencjalne:


A kiedy młodość, ja sie pytam?



niedziela, 1 listopada 2009

odpowiednie dać rzeczy słowo

„Łatwość odczuwania życia w tym swetrze opiera na jego dekolcie V z
przymarszczeniami. Długość ok. 65 cm. Miękka dzianina o dużych oczkach
o dotyku kaszmiru, łatwa w utrzymaniu. 100% akryl.”


„Dobra podstawa stroju tej zimy, która staje się kobiecą zabawką przez zestaw swoich szerokich ściągaczy.”


„Wspaniała ilustracja tendencji tego sezonu, spódnica ołówek „so chic”,
ździebełko stylu retro dokonuje swego powrotu. Noszona z prostym
T-shirtem oraz parą niskich botków dla zapewnienia sobie najbardziej
modnego wyglądu, staje się luksusowym strojem, wznosząc do góry twoja
sylwetkę.”


I wiele wiele innych smakowitości. Mniam.